PROPAGANDZIE SUKCESU MÓWIMY STANOWCZE raczej NIE! Początek roku bez podsumowań poprzedniego to jak Magda Gessler po bezmięsnym, choć wykwintnym obiedzie – niby się najadła, niby smakowało, ale jednak obrażona. Nikt nie chce, by rok 2018 się na niego obraził, więc w soszialmidiach wrze, podsumowanie roku 2017 rusza z kopyta, istny festiwal sukcesów: tu ktoś spłodził syna, tam ktoś przeszedł El Camino tyłem, inny wygrał 20 złotych w konkursie plastycznym, komuś szef po trzech latach pozwolił wyjechać na urlop, ktoś inny w końcu znalazł dziewczynę albo chociaż skarpetkę, która zawieruszyła mu się pod tapczanem jeszcze w 2014. Przed oczami przesuwają się piękne wspomnienia: granie kulkami ulepionymi z krakowskiego smogu z przyjaciółmi, przywiązywanie się do białowieskich drzew, relaksująca aromaterapia pod romantycznie rozświetlonym sądem, brak kolejek u dentysty, wyjście godzinę wcześniej z pracy. Postanowiliśmy trochę zbrukać to pasmo sukcesów, zwolnić nieco obroty tej karuzeli szczęścia, czyli dodać ósmy kolor do kolorów tęczy – kolor brązowy.
Oto przed Wami 11 najepszych (najgorszych?) ziemniaczanych podróżniczych i okołopodróżniczych porażek 2017 roku. A żeby nie było tak dramatycznie i smutno oraz żebyście z litości nad nami nie zaczęli przelewać łez i hajsów na nasze konto (numer podajemy na priv), to postanowiliśmy spróbować przekształcić te nasze porażki w takie małe, niegroźne sukcesiątka. W myśl zasady: always look on the bright side of life. Zobaczmy, czy jest się w ogóle czym chwalić.