Dziś setny dzień Civil March for Aleppo, czyli marszu z Berlina w stronę Syrii – setny dzień marszu mających nadzieję, wolących działać niż gadać ludzi. Zarażają entuzjazmem, edukują dzieciaki po drodze, uczą wrażliwości, dają do myślenia, organizują spotkania w mijanych miastach i miasteczkach, wysyłają sygnał do Syryjczyków: „hej, nie jesteście sami, myślimy o Was i próbujemy zwrócić na Was uwagę świata”. Mają 1500 km w nogach, przed nimi drugie tyle.
Raz jest ich 200, raz zaledwie 12. Niosą dumnie flagi, idą na bosaka, idą w butach, przez śnieżyce, przez łąki stokrotek, uczą się na własnych błędach, grają na nosach niedowiarkom, smarują pęcherze na stopach, zasypiają w szkołach, domach kultury i sportowych halach, myślą o czasach wojny i czasach pokoju. Nie są idealni, kłócą się, godzą, mają zmarszczki, splątane włosy, biją w bębny i struny gitary, gubią drogę, gubią rękawiczki, gotują wspólne posiłki, walczą ze zmęczeniem, zimnem, a już niedługo – upałami. Idą setki kilometrów, a czasem tylko trzydzieści, by potem wrócić do swoich domów i kontynuować grubą rozkminę – od tej rozkminy dzieje się magia: organizują spotkania, organizują pomoc ofiarom wojny, szukają fundacji pomagających uchodźcom. Nieważne, czy w Warszawie czy w Southampton. Wieść idzie dalej.
Ci najbardziej wytrwali obiecali sobie przejść całą drogę – są w trasie niemal nieprzerwanie od 26 grudnia. Niektórzy starają się zwrócić na siebie i na marsz uwagę, niektórzy idą w ciszy, milcząco, niewidzialni.
Miejscowi przyłączają się na chwilę dłuższą, krótszą, odłączają, znów przyłączają – czy to w Niemczech czy w Bośni i Hercegowinie. Przyprowadzają mężów, babcie, dzieci, psy. Dołączają też Syryjczycy, uchodźcy, którzy jeszcze kilkanaście miesięcy temu pokonywali tę samą trasę – tylko w drugą stronę. Miejscowi przynoszą gary z zupą (czy uchodźcom też by przynieśli?), machają z samochodów, wręczają podarunki na drogę. Ale miejscowi też wyśmiewają, patrzą podejrzliwie, hejtują w internecie. Przecież Aleppo już wyzwolone, w Syrii nie ma wojny, o co Wam u licha chodzi? Bezmózgie lewaki, krucjato dziecięca, my tu harujemy, a wy se robicie wakacje, nikt na was nie zwraca uwagi, ten marsz nie ma sensu.
Tymczasem, w 100. dzień marszu, dociera do nas wieść o ataku chemicznym w Khan Shaykhon. Tymczasem, w 100. dzień marszu, tysiące ludzi wciąż ucieka przed wojną. Tymczasem, 15 marca, minęło 6 lat od wybuchu wojny w Syrii. Tymczasem kolejne szkraby tracą swoich rodziców i możliwość normalnego życia. O ile oczywiście same nie zginą.
Dlatego:
dopóki łzy leją się po policzkach matek, dopóki mamy siłę iść, dopóki nikt nam jeszcze nie zabronił pokazywać gestów solidarności, dopóki można zasiać ziarno w dziecięcych i dorosłych głowach – dopóty ten marsz ma sens.






Civil March for Aleppo / Obywatelski Marsz dla Aleppo
INFO I TRASA:
Civil March for Aleppo na Facebooku
MEDIA O MARSZU:
„Krytyka Polityczna”: Gdy trzeba działać, to robi się naprawdę mało osób
„Gazeta Wyborcza”: „Wrocławianie idą do Aleppo”
DO POSŁUCHANIA
Pokonać bezsilność – reportaż Julii Machnowskiej
[Foto: autorstwa i dzięki uprzejmości Janusza Rateckiego, Civil March for Aleppo Photo Diary]
4 kwietnia 2017
!!!!!
<3
5 kwietnia 2017
jesteście kochani, wielcy i jesteście nadzieją tej części która nie chce widzieć cierpień innych ludzi. Obojętność ludzi doprowadziła do ludobójstwa, zbrodni za które solidarnie odpowiadamy. Myslimy, że nas nie dotyczą? dotyczą, a czym są zamachy w Europie. jesteście jak nadzieja, idziecie w spokoju, bez fanfar, do celu. Wkrótce dołaczę do was, bo widzę wielki sens Waszej pracy, helena Gdańsk