Diabelski Didi Senft i jego pojechane muzeum

Bardzo lubimy ludzi, którzy mają oryginalne hobby. Takich pozytywnych świrów, pasjonatów – zawiadiaków, którzy poświęcają życie na rzeczy nadające się na pierwszy rzut oka tylko do Teleexpressu. I tak mieszkaliśmy z Dorotą, co wysyła wiertarki w kosmos, kumplujemy się z Izą, która wymiata w korfball (w coo?), a ostatnio na blablacar wieźliśmy Michała, który kolekcjonuje ręczniki (pytaliśmy, czy jeździ autostopem przez galaktykę, ale chyba nie załapał).  I kiedy wydawało nam się, że w życiu to już widzieliśmy wszystko i nic nas nie zdziwi – trafiliśmy do Storkow. Czyli do wsi wielkości Pcimia Dolnego, leżącej pomiędzy Berlinem a polską granicą, której kolorów, niczym pędzlem na płótnie bezbarwnych wsi, dodaje Didi Senft wraz ze swoim odjechanym muzeum kuriozów rowerowych.

Bierz i czytaj!