Stoisz na schodkach i patrzysz na Ganges – słońce tańczy na wodzie, pływają łódki z turystami i bez turystów, w wodzie kąpią się krowy… Okej, a teraz spójrz za siebie.
Na ghatach, kamiennych schodach prowadzących do wody, ciągnących się kilometrami wzdłuż Gangesu, wciąż coś się dzieje. Poranek rozpoczyna się ceremoniami, hindusi zażywają rytualnych i mniej rytualnych kąpieli, kobiety płuczą ryż albo robią pranie, które potem rozkładają na ghatach rozgrzanych późniejszym, południowym słońcem. Krowy i psy wchodzą do rzeki, by zaznać odrobiny ochłody, przewoźnicy naprawiają swoje łódki, na schodach pojawiają się fryzjerzy i golibrodzi, sadhu medytują lub palą haszysz, straganiarze oferują sok z limonki, gdzieniegdzie przemykają spoceni turyści. A gdy upał zelżeje, dzieciaki zaczynają grać w krykieta (to nic, że piłka średnio co drugie uderzenie wpada do wody, to nic), pojawiają się spacerowicze, a Dashashwamedh Ghat przygotowuje się do wieczornej ceremonii ognia. Przez całą dobę płoną stosy pogrzebowe, przez całą dobę ktoś oferuje przejazd łodzią, przez całą dobę ktoś zanurza się w toni świętej rzeki.
Ale ja nie o tym.
Z drugiej strony ghatów bowiem, na murach, murkach i mureczkach, spoglądają w stronę Gangesu osobliwe malunki. Street art to niezwykły, bo często o tematyce sakralnej, często przemycający ekologiczne hasła, czasem kiczowaty i nieporadny, ale za to kolorowy – i dodający tej części miasta jeszcze więcej… piękna. Tak, piękna! Malunki powstałe przy ghatach nie szpecą, choć bywają brzydkie – zdają się być ich nieodłączną częścią, tak jakby powstały setki lat temu i niejedno już widziały. Dlaczego owe GHAT-ffiti tak bardzo pasuje do świętego miejsca hindusów, do pogrążonych w medytacji mędrców, do modlących się w wodzie chłopców, do przyrzecznych świątyń, do zapachu palonych zwłok na Manikarnika Ghat? Cóż, może dlatego, że na ghatach obok sfery sacrum całkiem spokojnie istnieje sobie zwyczajne, obleśne życie – kobieta myje włosy, krowa robi kupę, sprzedawcy wciskają turystom tandetne bransoletki. Jak to w Indiach. Świętość przepleciona z profanum i doprawiona szczyptą sztuki.
Wśród gangesowych graffiti można wypatrzeć prawdziwe perełki. Zapraszam Was w szybką street-artową podróż po Waranasi!

26 lutego 2016
[…] Blog: www.dwarazyziemia.pl […]